środa, 6 sierpnia 2014

ISLANDIA, Blue Lagoon i maska algowa – wymarzone SPA w blasku zorzy polarnej



Islandia w moich wspomnieniach zarejestrowana została jako kalejdoskop fenomenalnych i niespotykanych krajobrazów. Unikalna kompozycja gór, lodowców, wulkanów, gejzerów, wodospadów, fiordów, błękitnych źródeł termalnych, pustyni wulkanicznych przeplatanych piaszczystymi harmonijnie zgrywa się w jedną stosunkowo niewielką wyspę. Mimo, iż przemierzając ją nie uświadczymy złamanego m2 lasu, a w powietrzu nierzadko wyczujemy smrodek wyziewów wulkanicznych, Islandia okazuje się być najczystszym krajem świata (według sondażu Forbesa). To jest pierwszy powód, dla którego warto się tam wyrwać ze skąpanego w smogu miasta, aby nasza uciemiężona buzia mogła zaznać orzeźwienia i swobodnie pooddychać najświeższym powietrzem. 


Jednakże absolutnie bezkonkurencyjną atrakcją dla urody będzie Blue Lagoon uznawana za najfenomenalniejsze naturalne SPA świata.



Cóż to jest Blue Lagoon?


Błękitna laguna, czyli kompleks naturalnych źródeł geotermalnych odsadzonych w scenerii czarnych skał wulkanicznych pokrytych tajemniczym białym osadem – jak widać na załączonym obrazku.





/ modelka: Neroli, wizaż: własny, z użyciem naturalnych zasobów Blue Lagoon, fotografia: Towarzysz Podróży/ 

Woda termalna o temperaturze blisko 40°C bogata w minerały ma zbawienne działanie na organizm. Uczucie, które towarzyszyło mi w Blue Lagoon jest nieopisywalne żandym cenzuralnym słownictwem. Najbardziej adekwatnym określeniem będzie chyba BAJKA. Po 8 godzinach błogiego ciapkania się i morusania w błotku odczuwałam dotkliwy niedosyt.



Skoro już o błotku mowa, poświęcę mu kilka zdań, bo to jest tak naprawdę punkt kulminacyjny i gwóźdź niniejszego posta.



Zacznę od tego, że błotko z Blue Lagoon jest białe (what the hell?). Otóż kolor swój zawdzięcza krzemionce. Delikatnemu zielonkawo-szaremu odcieniowi błotka winne są natomiast specyficzne algi. Z badań opublikowanych w Experimental Dermatology wynika, że owe algi w połączeniu z krzemionką aktywują ekspresję genów w keratynocytach naskórka, które to geny indukują syntezę kolagenu. Mówiąc bardziej po ludzku, islandzka maska algowa rozpieszcza skórę dogłębnie ją oczyszczając, odżywiając i regenerując. Takie było również moje wrażenie po aplikacji tysięcznej porcji maseczki, albowiem błotkiem raczyłam się łapczywie i zachłannie, nakładając je średnio co 20 minut. I tak w kółko przez 8 godzin.



Błotko jest na tyle unikalne, że nie znajdziemy go nigdzie indziej na świecie. Wydobywane jest ze skalnych zakamarków laguny i umieszczane w specjalnych koszach przy brzegu źródła, skąd można go czerpać bez ograniczeń. Można ponadto obrzucać błotem współodpoczywających, co zwiększa listę możliwych aktywności uprawianych na terenie kompleksu. Dla bardziej cywilizowanych uczestników atrakcji do dyspozycji są także sauny.



Droga impreza? Not necessarily. Całodzienny pobyt w tym cudzie natury odchudzi nasz portfel o niecałe 40 EUR. Wierzcie albo nie, ale jak na dzień, który może okazać się najpiękniejszym w waszym życiu, to bardzo niewiele ;). Wspomnienia i „uszczerbek” na urodzie - bezcenne. Szczerze mówiąc, jedynego uszczerku na urodzie doznały moje włosy, które bardzo nie lubią słonej i nafaszerowanej minerałami wody, wobec czego odwdzięczyły mi się kołtunami nie do rozczesania. 

Morał z tej bajki zatem taki – nie wchodźmy do laguny bez gumki. Do włosów. 




 

Blue Lagoon oferuje naszej urodzie coś jeszcze. Skały wulkaniczne obecne na brzegu źródła to nic innego jak naturalny wysokoporowaty pumeks wulkaniczny, za który na allegro zapłacimy całe 15zł! A w lagunie jest go pod sowitym dostatkiem z cenie 0,0 (słownie: zero) ISK. Nie omieszkałam zabrać kilka na pamiątkę do ojczyzny.  Od teraz wizja huby na piętach mi nie straszna.








Czego żałuję po błogim relaksie w Blue Lagoon?



Że nie miałam przy sobie żadnego pojemniczka, w którym mogłabym zachomikować sobie skromną porcyjkę maski algowej na później.



Ale, ale... ku mojmu zaskoczeniu i dzikiej radości odnalazłam rekonstrukcję (tak mi się przynajniej wydawało) owego błotka w Rossmanie o nazwie Skjalfandi - Islandzka maska błotna z wodorostami z Terractive. Na załączonym obrazku prezentuje się całkiem zachęcająco. 







A teraz skonfrontujmy efekty z tymi z Blue Lagoon:





  

Śmiem poddawać w wątpliwość, jakoby maska z Rossmana zawierała w sobie choć cząstkę tej z Blue Lagoon. Niemniej jednak na plus dla Skjalfandi zasługuje kombinacja alg z białą glinką i olejkami eterycznymi, których jestem dozgonnym miłośnikiem i niewolnikiem. Do maski zapewne wrócę, ale zdedycowanie chętniej wrócę do tej naturalnej z Blue Lagoon.



Reasumując, nie wyobrażam sobię, ażeby wizyta w Blue Lagoon była moją ostatnią.  Oczami swojej wybujałej wyobraźni widzę ją jako idealnego kandydata na huczną imprezę sylwestrową w świetle zorzy polarnej ;).



niestety tym razem zorza nie była mi dana


Jeżeli macie jakiekolwiek doświadczenia czy pytania związane z Islandią czy Blue Lagoon, zachęcam do komentarzy/maili.  

A ciąg dalszy podróżnych i kosmetycznych przygód nastąpi ;). 
Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. 30 year old Legal Assistant Travus Mapston, hailing from Alexandria enjoys watching movies like Chapayev and hobby. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a Ferrari F2004. skocz do tych gosci

    OdpowiedzUsuń