Islandia w moich wspomnieniach zarejestrowana
została jako kalejdoskop fenomenalnych i niespotykanych krajobrazów. Unikalna
kompozycja gór, lodowców, wulkanów, gejzerów, wodospadów, fiordów, błękitnych
źródeł termalnych, pustyni wulkanicznych przeplatanych piaszczystymi harmonijnie
zgrywa się w jedną stosunkowo niewielką wyspę. Mimo, iż przemierzając ją nie
uświadczymy złamanego m2 lasu, a w powietrzu nierzadko wyczujemy
smrodek wyziewów wulkanicznych, Islandia okazuje się być najczystszym krajem
świata (według sondażu Forbesa). To
jest pierwszy powód, dla którego warto się tam wyrwać ze skąpanego w smogu miasta,
aby nasza uciemiężona buzia mogła zaznać orzeźwienia i swobodnie pooddychać najświeższym
powietrzem.
Jednakże absolutnie bezkonkurencyjną atrakcją dla
urody będzie Blue Lagoon uznawana za najfenomenalniejsze naturalne SPA świata.
Cóż to jest
Blue Lagoon?
Błękitna laguna, czyli kompleks naturalnych źródeł
geotermalnych odsadzonych w scenerii czarnych skał wulkanicznych pokrytych
tajemniczym białym osadem – jak widać na załączonym obrazku.
/ modelka: Neroli, wizaż:
własny, z użyciem naturalnych zasobów Blue Lagoon, fotografia: Towarzysz Podróży/
Woda termalna o temperaturze blisko 40°C bogata w
minerały ma zbawienne działanie na organizm. Uczucie, które towarzyszyło mi w Blue Lagoon jest
nieopisywalne żandym cenzuralnym słownictwem. Najbardziej adekwatnym
określeniem będzie chyba BAJKA. Po 8 godzinach błogiego ciapkania się i morusania
w błotku odczuwałam dotkliwy niedosyt.
Skoro już o błotku mowa, poświęcę mu kilka zdań, bo
to jest tak naprawdę punkt kulminacyjny i gwóźdź niniejszego posta.
Zacznę od tego, że błotko z Blue Lagoon jest białe (what
the hell?). Otóż kolor swój zawdzięcza krzemionce. Delikatnemu zielonkawo-szaremu
odcieniowi błotka winne są natomiast specyficzne algi. Z badań opublikowanych w
Experimental Dermatology wynika, że
owe algi w połączeniu z krzemionką aktywują ekspresję genów w keratynocytach
naskórka, które to geny indukują syntezę kolagenu. Mówiąc bardziej po ludzku, islandzka maska algowa
rozpieszcza skórę dogłębnie ją oczyszczając, odżywiając i regenerując. Takie
było również moje wrażenie po aplikacji tysięcznej porcji maseczki, albowiem błotkiem
raczyłam się łapczywie i zachłannie, nakładając je średnio co 20 minut. I tak w
kółko przez 8 godzin.
Błotko jest na tyle unikalne, że nie znajdziemy go
nigdzie indziej na świecie. Wydobywane jest ze skalnych zakamarków laguny i
umieszczane w specjalnych koszach przy brzegu źródła, skąd można go czerpać bez
ograniczeń. Można ponadto obrzucać błotem współodpoczywających, co zwiększa
listę możliwych aktywności uprawianych na terenie kompleksu. Dla bardziej
cywilizowanych uczestników atrakcji do dyspozycji są także sauny.
Droga impreza? Not necessarily. Całodzienny pobyt w
tym cudzie natury odchudzi nasz portfel o niecałe 40 EUR. Wierzcie albo nie,
ale jak na dzień, który może okazać się najpiękniejszym w waszym życiu, to
bardzo niewiele ;). Wspomnienia i „uszczerbek” na urodzie - bezcenne. Szczerze
mówiąc, jedynego uszczerku na urodzie doznały moje włosy, które bardzo nie
lubią słonej i nafaszerowanej minerałami wody, wobec czego odwdzięczyły mi się
kołtunami nie do rozczesania.
Morał z tej bajki zatem taki – nie wchodźmy do
laguny bez gumki. Do włosów.
Blue Lagoon oferuje naszej urodzie coś jeszcze.
Skały wulkaniczne obecne na brzegu źródła to nic innego jak naturalny wysokoporowaty
pumeks wulkaniczny, za który na allegro zapłacimy całe 15zł! A w lagunie jest
go pod sowitym dostatkiem z cenie 0,0 (słownie: zero) ISK. Nie omieszkałam
zabrać kilka na pamiątkę do ojczyzny. Od
teraz wizja huby na piętach mi nie straszna.
Czego żałuję
po błogim relaksie w Blue Lagoon?
Że nie miałam przy sobie żadnego pojemniczka, w
którym mogłabym zachomikować sobie skromną porcyjkę maski algowej na później.
Ale, ale... ku mojmu zaskoczeniu i dzikiej radości
odnalazłam rekonstrukcję (tak mi się przynajniej wydawało) owego błotka w
Rossmanie o nazwie Skjalfandi - Islandzka maska błotna z wodorostami z Terractive. Na załączonym obrazku prezentuje się całkiem zachęcająco.
A teraz skonfrontujmy efekty z tymi z Blue Lagoon:
Śmiem poddawać w wątpliwość, jakoby maska z
Rossmana zawierała w sobie choć cząstkę tej z Blue Lagoon. Niemniej jednak na plus dla
Skjalfandi zasługuje kombinacja alg z białą glinką i olejkami eterycznymi,
których jestem dozgonnym miłośnikiem i niewolnikiem. Do maski zapewne wrócę,
ale zdedycowanie chętniej wrócę do tej naturalnej z Blue Lagoon.
Reasumując, nie wyobrażam sobię, ażeby wizyta w Blue
Lagoon była moją ostatnią. Oczami swojej
wybujałej wyobraźni widzę ją jako idealnego kandydata na huczną imprezę
sylwestrową w świetle zorzy polarnej ;).
niestety tym razem zorza nie była mi dana
Jeżeli macie jakiekolwiek doświadczenia czy pytania związane z Islandią czy Blue Lagoon, zachęcam do komentarzy/maili.
A ciąg dalszy podróżnych i kosmetycznych przygód nastąpi ;).
Pozdrawiam!